Wystawa fotografii Dariusz Trześniowski „Gliwice — Teatr. Miasto jak scena”

Gli­wice – Teatr. Mias­to jak sce­na”. Wys­tawa fotografii Dar­iusza Trześniowskiego.
Czas trwa­nia wys­tawy: 29.02.2024 – 7.04.2024
Werisaż:29.01.2024 godz. 18.00.
Czytel­nia Sztuki
Willa Caro
ul. Dol­nych Wałów 8a
44–100 Gliwice

Dar­iusz Trześniows­ki (ur. 1975) – absol­went filologii ang­iel­skiej na Uni­w­er­syte­cie Jagiel­lońskim w Krakowie. W lat­ach 2004–2015 mieszkał w Luk­sem­bur­gu i Bruk­seli, gdzie ukończył L’Académie Con­stan­tin Meu­nier w ate­lier fotografii artysty­cznej prof. Paula Fumieu­ra. Jest członkiem Związku Pol­s­kich Artys­tów Fotografików.

Czarno-biała fotografia towarzyszy mi w każdej chwili życia – myślę fotografią, patrzę na świat wyobrażonym pryz­matem śred­niego for­matu albo matówką kamery wielko­for­ma­towej. W ten sposób pow­sta­ją pomysły – mijam jakieś miejsce, jak­iś ele­ment miejskiego kra­jo­brazu, który zwraca moją uwagę, i zas­tanaw­iam się, w jaki sposób mógłbym go wyko­rzys­tać do zdjęć. To miejsce przy­cią­ga mnie, wracam do niego wielokrot­nie, sprawdzam zmieni­a­jące się światło, notu­ję w pamię­ci wszys­tkie szczegóły i to, jak wyglą­da­ją w różnych warunk­ach pogodowych, wybier­am najod­powied­niejszą porę dnia. Wiec­zorem przy­go­towu­ję sprzęt. Zasyp­i­a­jąc, jeszcze raz przeglą­dam w głowie kole­jne kadry, zdarza się, że zupełnie inaczej jaw­ią mi się później we śnie… Wsta­ję przed szóstą rano, nastaw­iam kawę i idę do ciem­ni. Biorę pier­wszy, głębo­ki wdech, wypeł­ni­am się jej zapachem. Od tej chwili wiem, że to będzie dobry dzień. Kole­jny dobry dzień w Gliwicach.

W 2015 r. rozpocząłem roczną niefor­mal­ną współpracę z Teatrem Miejskim w Gli­wicach – moim celem było stworze­nie doku­men­tu pokazu­jącego pier­wszy rok dzi­ała­nia nowego teatru. Doku­men­towałem pró­by do wszys­t­kich przed­staw­ień pier­wszego sezonu, w swo­jej pra­cy nie ogranicza­łem się wyłącznie do tego, co dzieje się na sce­nie teatral­nej. Nawet bardziej intere­sowało mnie to, co dzi­ało się poza sceną, w sytu­ac­jach niefor­mal­nych, w garder­obach, na kory­tarzach i na imprezach popremierowych. Moim celem, oprócz udoku­men­towa­nia pra­cy scenicznej, było pokazanie codzi­en­noś­ci za kulisa­mi, chwil, kiedy aktor wychodzi z roli i na powrót sta­je się sobą, osobą biorącą udzi­ał w zwycza­jnych inter­akc­jach. Bard­zo szy­bko rozsz­erzyłem mój pro­jekt doku­men­tal­ny – zacząłem zapraszać aktorów do pozowa­nia w miejs­cach, które nie są sym­bo­l­a­mi, znaka­mi rozpoz­naw­czy­mi naszego mias­ta i jego najbliższej okol­i­cy. Zatem nie fontan­na Nep­tu­na na rynku, ale drze­wo z olbrzymią dzi­u­plą ros­nące na polach obok Siko­rni­ka, nie maszt Radiostacji, lecz jej aparatu­ra nadaw­cza, nie odnowiony dworzec, tylko walące się budyn­ki loko­mo­ty­wowni w Pyskow­icach, nie nowoczes­ny basen „Olimpi­jczyk”, ale ruiny basenu otwartego w Zabrzu, nie reprezen­ta­cyjne kamienicz­ki przy rynku, tylko walące się kamienice przy uli­cy Krzywej.

Fotogra­fu­ję wyłącznie na sprzę­cie anal­o­gowym i przy uży­ciu anal­o­gowych mate­ri­ałów: negaty­wów i papierów, które włas­noręcznie wywołu­ję w trady­cyjnej ciem­ni. Na negaty­wie, którego uży­wam najczęś­ciej, mam dwanaś­cie klatek. Z jed­nego negaty­wu wybier­am jedno–dwa dobre uję­cia, zuży­wam kil­ka negaty­wów i w ten sposób o spek­tak­lu jestem w stanie opowiedzieć w ośmiu zdję­ci­ach. Poza tym od początku do koń­ca sam kon­trolu­ję cały pro­ces pow­stawa­nia zdję­cia – dobier­am ekspozy­cję, wybier­am chemię do obrób­ki negaty­wów, sposób ich wywoły­wa­nia, papi­er, wresz­cie sam opraw­iam zdję­cia w passe-partout i ramy. Uwiel­bi­am siedzieć w ciem­ni, lubię zapach chemii, który pozosta­je w pomieszcze­niu nawet po dokład­nym wietrze­niu. Każdy, kto w dziecińst­wie skle­jał mod­ele samolotów butapren­em, wie, o czym mówię. Moim zdaniem tylko fotografie wywoły­wane w trady­cyjny sposób mają odpowied­nią głębię, dynamikę, bogact­wo odcieni bieli, szaroś­ci i czerni, są żywe. Czarno-biały obraz anal­o­gowy, szczegól­nie w kon­tekś­cie teatru, ope­ru­je niedopowiedze­niem, jest to obraz wysoce subiek­ty­wny, właś­ci­wie to bardziej nie pokazu­je, niż pokazu­je, przez co daje wid­zowi olbrzymie pole do inter­pre­tacji, wymusza na nim odt­worze­nie w wyobraźni obrazu, który ja rejestru­ję na kliszy, a potem na papierze.